środa, 2 kwietnia 2014

Nienawidzę tapet.

Nienawidzę tego, co kochają tubylcy. Nienawidzę tapet.

Od dwóch dni żyję malutkim marzeniem, że wreszcie uda nam się pomalować naszą sypialnię na wybrane już kolory. Niestety, na drodze do jego spełnienia stoją tapety. Jeśli istnieje piekło, to jestem pewna, że grzesznicy jednego dnia muszą zdzierać tapety, a następnego dnia układają je na ścianie z tych małych kawałeczków. I tak na zmianę. Właśnie trafiłam do piekła na tę rundę, kiedy to tapety są zrywane. To chyba pokuta za bycie Niemodną. 
Nie wierzcie w "odtapetowywacze". One nie zawsze działają. To znaczy na pewno te moje nie działają. Trzeci, tak TRZECI dzień smarujemy ściany tym czymś, w nadziei, że to cholerstwo w końcu zejdzie. W poniedziałek pełni optymizmu myśleliśmy naiwnie, że posmarujemy ściany a po dwóch - trzech godzinach tapeta wijąc się wdzięcznie sama odejdzie od ściany. Wieczorem stwierdziliśmy, że odtapetowywacz wsiąkł w tapetę i ugruntował jej pozycję jeszcze bardziej. We wtorek zrobiliśmy trick z nałożeniem kolejnej warstwy i przykryciem jej folią. Po odkryciu folii tapeta dalej nie chciała zrobić łaski i zejść, ale przynajmniej dało się zdrapać jej wierzchnią warstwę. Dziś smarowania  i drapania dzień trzeci. Dostrzegam ścianę pod kilkoma warstwami papieru i kleju! Jak tak dalej pójdzie to do piątku powinniśmy odtapetować cały mały pokój. Może w sobotę go pomalujemy.

A tapet nienawidzę od zawsze. Z czasów dzieciństwa pamiętam, jak moją mamę poniosła fantazja i wytapetowała mi pokój. Żeby było zabawniej, trzema różnymi tapetami, z czego dwie to były fototapety. I tak na jednej ścianie miałam jakieś gigantyczne jezioro, na drugiej leśny potok a na trzeciej białą tapetę w kwiatki. Na czwartej było, dzięki bogu, okno. Ostatecznie mogło robić za fototapetę również, niemniej widok był średnio atrakcyjny. Całe moje dzieciństwo mama ostrzegała, żeby nie pchać brudnych łap na tapetę. A niestety moment, w którym rodzice dojrzeli do usunięcia tych koszmarków wypadł jakoś tak kiedy już byłam za duża na mazanie po ścianach. Co nie oznacza, że tego nie zrobiłam. Tuż przed zdarciem tapety namalowałam topielca w jeziorze. Mama miała dziwną minę, ale nie wysłała mnie na badania głowy. 

Na koniec oczywiście, tak po lajfstajlowemu, inspiracje kolorystyczne. A co :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz